🍻 Trzej Chłopcy Podzielili Się Czekoladą
Translations in context of "the three boys" in English-Polish from Reverso Context: Please help her dress up according to the requirements of the three boys.
Szczegółowe streszczenie lektury „Chłopcy z Placu Broni” to nieocenione narzędzie dla każdego ucznia przygotowującego się do egzaminów, sprawdzianów czy kartkówek. Dokładne zapoznanie się z przebiegiem fabuły, ważnymi momentami i zwrotami akcji, które są w streszczeniu zaznaczone, pozwala na głębsze zrozumienie dzieła i
Los na loteri kosztowal 4 zlote trzej chlopcy pawel piotr i robert zlozyli sie na kupno 2 losow .pawel dal 1 zlotowke piotr 3 zlote a robert 4 zł.jeden z zakupionych losów okazał sie wygrany na kwotę 1000 zł.chłopcy podzielili się wygraną między siebi sprawiedliwie tzn.w zależnosci od wkładu każdego z nich.ile złotych otrzymał piotr??
Tegorocznemu zdobywcy nagrody „udało się wyprodukować cząstki tak małe, że o ich właściwościach decydują zjawiska kwantowe. Cząstki, tzw. Trzej naukowcy podzielili się Nagrodą Nobla w dziedzinie chemii za rok 2023 – Nord News
Los na loterii kosztował 4 zł. Trzej chłopcy: Paweł, Piotr i Robert, złoz˙yli sie˛ na kupno dwo´ch loso´w. Paweł dał 1 zł, Piotr 3 zł, Robert 4 zł. Jeden z zakupionych przez nich loso´w okazał sie˛ wygrany na kwote˛ 1000 zł. Chłopcy podzielili wygrana˛ mie˛dzy siebie sprawiedliwie, tzn. w zalez˙nos´ci od wkładu kaz
Okazało się, że życie w bardzo brutalny sposób odebrały mu dzieci. To mieszkający w tej samej miejscowości trzej chłopcy, którzy chodzili wówczas do gimnazjum.
Znajdź odpowiedź na Twoje pytanie o Makrele w pomidorach 9zł 3puszki wartość ? Szprotki w oleju 8zł 5puszek wartość ?
Oblicz wynik w notacji wykładniczej. a) 7,2 x10^6 + 7,2 x 10^5= b) 9x10^-5+6x10^-4= c) 5x10^9-5x10^9= d) 4x10^-8-5x10^-9=
Trzej-chłopcy - Poradnia Językowa PWN. Toggle navigation. gdy nie ma się pojęcia o płci osób, o których mowa: troje uczniów czy trzech uczniów
Chyba każdy ma zdjęcia z dzieciństwa, których wolałby nigdy nikomu nie pokazywać. Użytkownicy Reddita przełamali jednak wstyd i podzielili się takimi perełkami. #1. "Wreszcie udało mi się przekonać dziewczynę, żeby podzieliła się tym zdjęciem"
NfkKFv. Please verify you are a human Access to this page has been denied because we believe you are using automation tools to browse the website. This may happen as a result of the following: Javascript is disabled or blocked by an extension (ad blockers for example) Your browser does not support cookies Please make sure that Javascript and cookies are enabled on your browser and that you are not blocking them from loading. Reference ID: #f28663ad-137e-11ed-a800-756c4c6e6d51
Pomysły na warsztaty rodzinne, które pomagają odkryć na nowo zarówno historię Polski, jak i dzieje swojego regionu oraz przyjrzeć się bliżej losom własnej rodziny. Przypadające za naszego życia 100-lecie odzyskania niepodległości przez Polskę to jubileusz, który może stać się bodźcem i inspiracją do zorganizowania w ramach Nocy Bibliotek wydarzeń dla czytelników, pomogą im odkryć na nowo zarówno historię Polski, jak i dzieje swojego regionu czy przyjrzeć się bliżej losom własnej rodziny. Oczywiście przy wsparciu ciekawych lektur. Oto pomysł na warsztaty rodzinne podczas Nocy Bibliotek pod hasłem „RzeczpospoCzyta o Niepodległej”. WARSZTATY RODZINNE (dla dzieci w wieku ok. 7–11 lat) Podstawowe założenie warsztatów to zaprezentowanie faktów historycznych i realiów życia codziennego w międzywojniu poprzez indywidualną historię bohatera – rówieśnika dzieci uczestniczących w zajęciach. Scenariusz warsztatów rodzinnych „Dom Wandy” Autorka: Nika Kołacz Tematem warsztatów są losy rodziny Moraczewskich. Proces odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku oglądamy oczami kilkunastoletniej Wandy – córki Jędrzeja, legionisty i pierwszego premiera II RP i Zofii – społeczniczki i posłanki na Sejmu II RP. Informacje na temat bohaterów warsztatów można znaleźć na stronie Towarzystwa Przyjaciół Sulejówka w zakładce: Edukacja: oraz w książce Jerzego Kochańskiego Wyznawcy Niepodległej. Piłsudscy, Moraczewscy. Przed Sulejówkiem. W Sulejówku, Fundacja Rodziny Józefa Piłsudskiego i Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2009. Wprowadzenie Punktem wyjścia może być książka lub album z dawnymi zdjęciami miejscowości czy regionu albo też tradycyjny album rodzinny. Na początku zajęć uczestnicy siadają w kole, osoba prowadząca warsztat pokazuje im zdjęcia z pierwszych dekad XX wieku – najlepiej wykonane do 1930 roku lub ewentualnie do 1939 r. Prezentowane zdjęcia warto powiększyć, żeby były jak najlepiej widoczne. Pomocną inspiracją w wyborze zdjęć w kontekście Warszawy czy innego dużego miasta może być książka Olgierda Budrewicza Warszawa przedwczorajsza Wydawnictwa BOSZ. Na początku zajęć następuje burza mózgów, która ma na celu wprowadzenie grupy w realia życia przed stu laty. – Jak sądzicie, jak często ludzie kiedyś robili zdjęcia? Tylko z okazji ważnych wydarzeń. Wtedy ubierali się w swoje najlepsze ubrania i szli do fotografa, który był ważną postacią. Potem trzeba było długo pozować. – Dlaczego w albumie nie ma kolorowych zdjęć? Kolejny etap to praca w podgrupach, każda z nich dostaje to samo dawne zdjęcie. Dzieci zmieniają się w detektywów; ich celem jest jak najbardziej szczegółowe opisanie fotografii, a także próba znalezienia odpowiedzi na kilka pytań: – Z jakiej okazji było zrobione to zdjęcie? – Gdzie je zrobiono? – Ile lat temu? Jaka wtedy była pora roku? Łącznie dzieci analizują trzy zdjęcia, ich tematyka powinna być różnorodna. Mogą to być: – zdjęcia rodzinne zrobione z okazji ślubu, chrzcin itp. – zdjęcie klasy szkolnej, zawodów sportowych itp. – zdjęcie ukazujące wygląd ulicy, rynku, targu itp. Podczas rozmowy o zdjęciach ważne jest zwrócenie uwagi na stroje, środki transportu, zabawki, jakie dzieci mają w rękach. Jeśli to możliwe, najlepiej, żeby zaproponowane zdjęcia pochodziły z danej miejscowości czy regionu, żeby dzieci miały szansę poczuć relację pomiędzy historią a własnym życiem. Propozycje zdjęć możemy znaleźć na stronach Narodowego Archiwum Cyfrowego czy Ośrodka „Karta”. Poniżej przykładowe zdjęcia z archiwum NAC do wykorzystania w tej części warsztatu. Opowiadanie Po pierwszej części warsztatów zapraszamy uczestników do obejrzenia i wysłuchania historii „Dom Wandy”. Można ją zaprezentować za pomocą japońskiej metody kamishibai, łączącej w sobie elementy opowieści i przedstawienia. Historia opowiadana za pomocą dużych ilustracji tworzy ciekawy mały spektakl, wzmacnia narracyjne umiejętności słuchaczy, inspiruje też do zadawania pytań, a następnie do tworzenia własnych opowieści. Więcej o wykorzystaniu metody kamishibai na warsztatach w bibliotece znajdziecie tutaj. Opowieść „Dom Wandy” z proponowanym podziałem na fragmenty – ilustracje. O nas Czy macie ochotę cofnąć się w czasie ponad 100 lat? Oto ja – Wanda Moraczewska – i moja rodzina. Mam starszego brata Kazika i młodszego Adasia. Mój tata jest inżynierem i buduje tory kolejowe, a mama jest nauczycielką. Oprócz tego często angażują się w wiele innych spraw, więc w naszym domu zawsze jest dużo ludzi… Tło Wiem, że trudno wam w to uwierzyć, ale Polski od ponad 100 lat nie ma na mapie. Dawno temu nasi sąsiedzi, którzy mieli silniejsze armie, podzielili się naszymi ziemiami. Teraz Polacy mieszkają w trzech różnych państwach – w Rosji, Niemczech i Austrii. W Warszawie czy Poznaniu, gdzie mieszkają nasi kuzyni, do niedawna zakazane było mówienie w szkole po polsku, były za to surowe kary. Nie można też obchodzić ważnych polskich rocznic czy przypominać o naszych bohaterach. My mieszkamy we Lwowie w austriackiej Galicji, gdzie jest trochę łatwiej. Mimo to rodzice wierzą, że Polska znów może być wolnym krajem. Wybuch wojny W sierpniu 1914 roku wszystko się nagle zmienia, bo wybucha wojna między Rosją a Austrią i Niemcami Tata zgłasza się do oddziałów Józefa Piłsudskiego, działających pod komendą armii austriackiej i idzie walczyć jako polski legionista. My z mamą musimy uciekać z domu, bo nasze miasto zajmują wojska rosyjskie. Mam 9 lat i jestem nieszczęśliwa, bo nie mogę zabrać ze sobą wszystkich ulubionych książek i rudego kota Felka, który musi zostać u sąsiadki. Wojna Okazało się, że niestety jeszcze kilka razy musimy się przeprowadzać. Mama stara się być użyteczna, dużo pracuje – razem z innymi kobietami szyje mundury dla legionistów. Ja też chce pomóc – przyszywam guziki mundurów. Ciągle brakuje jedzenia, ale mimo to przygotowujemy paczki dla żołnierzy. Nasz dom jak zawsze jest pełen ludzi, brak w nim tylko taty… Tata Najbardziej lubię dni, kiedy od taty przychodzą listy z frontu. Tata czasem skarży się na mróz, czasem dokuczają mu małe robaki (czyli wszy), ale opisuje też śmieszne historie o swoich kolegach. Wspomina o komendancie Józefie Piłsudskim, który mieszka w ziemiance razem z innymi i którego żołnierze lubią i szanują. Tata ma nadzieję, że jeśli nasi zaborcy pokłócili się między sobą, to dobry znak, bo może znów powstać Polska. U nas w domu też jest zimno – choć na pewno nie tak jak u taty – nie można kupić węgla, a jak już jest, to jest bardzo drogi. Wanda Ostatnio wpadłam na nowy pomysł – razem z innymi znajomymi założyliśmy Polski Komitet Pomocy Dzieciom. Bardzo długa nazwa, a wiecie o co w tym chodzi? Chodziliśmy z koszykami po sklepach i biurach w mieście i zbieraliśmy produkty dla naszych legionistów.. Potem wymyśliliśmy coś jeszcze lepszego – przygotowaliśmy koncert! To było naprawdę dużo pracy –sami zrobiliśmy dekoracje, kostiumy i dużo ćwiczyliśmy. Wyobraźcie sobie, że przyszło więcej widzów niż było miejsc! Dzięki sprzedaży biletów na koncert udało nam się zebrać kolejne pieniądze dla żołnierzy. Koniec wojny Wreszcie wojna, którą już niektórzy nazywają Wielką Wojną – się skończyła… Do Warszawy w połowie listopada 1918 roku przyjechał wypuszczony z więzienia Józef Piłsudski. Mieszkańcy Warszawy zaczęli zrywać niemieckie flagi i obwieszczenia, a także zabierać broń niemieckim żołnierzom. Piłsudski napisał depeszę do innych krajów, że od tej chwili Polska znów może decydować sama o sobie, a potem po kilku dniach zaproponował, żeby mój tata – Jędrzej Moraczewski, został premierem i stworzył rząd, który będzie kierował krajem. W końcu po 123 latach niewoli Polska znów była niepodległa! Trudne początki Zamieszkaliśmy w Warszawie. Miasto, tak jak inne, było zniszczone przez wojnę, brakowało jedzenia, ubrań i opału, wszystko było bardzo drogie. Początki nowej Polski też nie były łatwe, bo trzeba było połączyć ze sobą trzy różne ziemie, w których mieszkali Polacy. W każdym z zaborów były różne szkoły, języki, pieniądze i prawa. Różna była nawet szerokość szyn kolejowych. Teraz wszystko trzeba było połączyć, żeby powstał jeden kraj. Na dodatek ciągle jeszcze nie były ustalone wszystkie granice naszego kraju i trzeba było o nie walczyć… Mama W styczniu 1919 roku odbyły się wybory do sejmu, pierwszy raz mogły też głosować kobiety. Wybrano osiem kobiet i jedną z nich była moja mama, Zofia Moraczewska. Sama też chciałam coś robić i działać, więc w mojej szkole założyłam skautowską, czyli harcerską drużynę dla dziewczyn. Sąsiedzi Ostatnio przeprowadziliśmy się do Sulejówka. Zamieszkaliśmy w domu w zielonym ogrodzie, blisko stacji kolejowej. Okazało się, że obok ktoś chce sprzedać teren z drewnianym domkiem. Rodzice opowiedzieli o tym pani Oli Piłsudskiej, która zdecydowała się go kupić. Wkrótce potem państwo Piłsudscy ze swoimi małymi córeczkami stali się naszymi sąsiadami. W płocie między naszymi posesjami zrobiliśmy furtkę, bo bardzo lubiliśmy się odwiedzać. Swój dom nazwali „Milusinem” – ale to już historia na kolejną opowieść… Ilustracje do opowieści „Dom Wandy” do wykorzystania w teatrzyku kamishibai, można wykonać metodą kolażu z użyciem archiwalnych zdjęć. Proponowane archiwalne zdjęcia do niektórych ilustracji: Jędrzej Moraczewski jako legionista Legiony Polskie Józef Piłsudski jako legionista Jędrzej Moraczewski jako premier Rząd Jędrzeja Moraczewskiego Zofia Moraczewska Zakończenie Na zakończenie warsztatów, po obejrzeniu i wysłuchaniu przez dzieci historii rodziny Moraczewskich, możemy zapytać uczestników, kim według nich została Wanda jako dorosła osoba. Możemy też poprosić, aby narysowały swoją ilustrację, która będzie kończyła historię „Domu Wandy”. Potem warto pokazać dzieciom zdjęcia Wandy Moraczewskiej i powiedzieć, że została nauczycielką języka łacińskiego w warszawskim liceum im. Juliusza Słowackiego. Kontynuacja warsztatów – kilka pomysłów Album Kolejne spotkanie można poświęcić na zrobienie albumu dotyczącego waszej miejscowości. Każdy z uczestników na warsztat powinien przynieść zdjęcie lub rysunek ważnego dla niego miejsca, np. domu, placu zabaw, szkoły czy parku. Album może składać się z połączonych ze sobą czarnych kartek A4 i grubości bloku technicznego. Każda z osób ma do zagospodarowania własną kartkę, oprócz umieszczenia na niej rysunku czy zdjęcia warto dodać uzasadnienie, dlaczego to miejsce uważa się za wyjątkowe. Album może otwierać zdjęcie biblioteki i lista osób biorących udział w warsztatach, warto też podkreślić, że w przyszłości, za kolejne 100 lat, może on stanowić nie tylko pamiątkę dla uczestników 104 edycji Nocy Bibliotek (mamy nadzieję, że taka będzie :-)), ale też źródło wiedzy dla waszych potomnych o roku 2018. Milusin Przygotowanie opowieści – przedstawienie metodą kamishibai o rodzinie Piłsudskich, mieszkańcach „Milusina” w Sulejówku. Opowieść może powstać na podstawie książki Włodzimierza Kalickiego Powrót do Sulejówka, Wydawnictwa Agora i wspomnień Aleksandry Piłsudskiej. Warto zwrócić uwagę na świat dziecięcych zabaw, ukazanie dnia codziennego rodziny i postać Józefa Piłsudskiego, postrzeganą z innej perspektywy niż zwykle – jako domownika „Milusina” i troskliwego tatę. Ciekawy dla uczestników warsztatu może być opis imienin Marszałka i prezentów (w tym zwierząt), które dostawał od licznych gości. Proponowany przebieg warsztatów to najpierw czytanie wybranych fragmentów książki Włodzimierza Kalickiego, a następnie podział dzieci na grupy – każda wykonuje jedną lub dwie ilustracje, w zależności od liczby uczestników warsztatów. Scenariusz warsztatu „Pomysł Józka” Autorka: Nika Kołacz Warsztat dla dzieci w wieku ok. 7-11 lat Historia to nie tylko wygrane bitwy, ważne spotkania i podpisane dokumenty. Historię tworzą ludzie tacy sami jak my, ze swoimi marzeniami czy zmartwieniami, żyjący wiele lat przed nami. Jak wyglądał ich codzienny dzień? Jakich sprzętów używali? Na warsztatach rodzinnych „Pomysł Józka” zajrzyjmy na chwilę do domów sprzed stu lat, żeby się o tym przekonać. Warsztat dla dzieci w wieku 7-11 lat powstał na podstawie opowiadania Pradziadek urodzony w 1918 r., z książki Pawła Beręsewicza Poczet psujów polskich, Wydawnictwo Literatura 2016 r. Wstęp Na początku warsztatów uczestnicy siedzą w kole. Prowadzący zajęcia pokazuje im stary przedmiot np. samowar, moździerz, tarę, drewniane liczydło albo telefon z tarczą. Najlepiej żeby był to przedmiot, którego dzieci będą mogły dotknąć. Zaczynamy od pytania: – Co to jest? Do czego to mogło służyć? Następnie pojawiają się zdjęcia kolejnych starych przedmiotów, np. pióra i kałamarza, dawnej pralki czy kuchni węglowej. Może też pokazać dzieciom zdjęcia współczesnych przedmiotów i poprosić, żeby dopasowały do siebie „odpowiednik” z przeszłości i jego współczesną wersję. Opowieść Po wstępie dotyczącym dawnych przedmiotów zapraszamy dzieci do wysłuchania czwartego rozdziału z książki Pawła Beręsewicza „Poczet psujów polskich”. Wcześniej wspominamy, że bohaterem historii oprócz małego chłopca i jego taty będzie pewien przedmiot i prosimy o zgadnięcie, jaki … Nawet jeśli padnie prawidłowa odpowiedź (żelazko), nie potwierdzamy, tylko jeszcze trochę trzymamy dzieci w niepewności. Historię przygody Józka można przedstawiać albo wspomnianą wcześniej metodą kamishibai albo czytając odpowiedni rozdział książki. W obu przypadkach ważne są pytania zadawane uczestnikom w trakcie opowieści, aby utrzymać uwagę słuchaczy i dać pole ich wyobraźni. Opowieść „Pomysł Józka” z proponowanym podziałem na kolejne fragmenty – ilustracje. 1. Wstęp Moja mama nie lubi prasować i nie wychodzi jej to najlepiej … O wiele lepiej robi to mój tata. Myślę, że dobrze, że moja mama nie musi prasować żelazkiem, jakim prasowała jej prababcia, a moja praprababcia, bo wtedy by dopiero narzekała … 2. Żelazko z duszą Żelazko mojej praprababci było naprawdę bardzo ciężkie. Kiedyś prasowanie to była cała długa operacja. Po pierwsze musiał być rozgrzany piec lub kuchnia, tam nagrzewał się „wkład do żelazka”. Potem trzeba było ostrożnie go wyciągnąć i włożyć go do specjalnego schowka w żelazku. Teraz wreszcie można było prasować, ale rzecz jasna po jakimś czasie wkład przestawał być gorący i trzeba było wszystko zaczynać od nowa. Zwykle za jednym razem udawało się uprasować tylko jedną sztukę ubrania, np. koszulę. Po jakimś czasie żelazko trochę się zmieniło. Posłuchajcie opowieści o Józku … 3. Nowe żelazko Józek wraz ze swoją rodziną mieszkał w kamienicy. To było sto lat temu, więc dopiero niedawno podłączono do niej prąd. Dzięki elektrycznym żyrandolom w mieszkaniu było dużo jaśniej. Pewnego letniego dnia tata Józia, który był adwokatem i pracował w sądzie, wrócił do domu z dziwną paczką pod pachą. Kiedy rozwinął papier okazało się, że jest to żelazko, ale jakieś inne. To żelazko nie miało „duszy” i działało po podłączeniu do prądu. Tata Józka dostał je w prezencie od swojego przyjaciela, który przywiózł to cudo z zagranicy. 4. Prasowanie Najbardziej zainteresowana żelazkiem była rzecz jasna gosposia Magda, która codzienne musiała długo prasować białe koszule taty Józka. Na początku była bardzo nieufna i nie wierzyła jak żelazko, które nie ma „duszy”, może działać, potem jednak dala się przekonać i pozwoliła tacie podłączyć żelazko do prądu. Od tego czasu prasowanie koszul stało się prostsze. Kiedy Magda zajęta była prasowaniem, Józek miał szansę niepostrzeżenie dostać się do szafki w kredensie, gdzie w wielkim słoju trzymano różne słodkości, a za słodyczami Józek naprawdę przepadał … 5. Pomysł Józka Pewnego zimowego dnia Józek siedział przy oknie i obserwował padający śnieg. Patrząc na białe płatki leniwie spadające w dół, wspominał tęsknie wspaniały smak gorącej czekolady, którą ostatnio pił z rodzicami w cukierni. Koledzy na podwórku właśnie rozpoczynali budowę imponującego bałwana, kiedy Józkowi wpadł mu do głowy bardzo ciekawy pomysł. Na szczęście nikogo akurat nikogo nie było w domu, więc postanowił go zrealizować… 6. Powrót taty Kiedy jakiś czas potem tata Józka wracał do domu, bałwan na podwórku był już gotowy, brakowało mu tylko nakrycia głowy. Tata Józka podniósł małego chłopca, żeby ten mógł nałożyć na głowę bałwana stary kapelusz i wszedł do klatki schodowej, gdzie poczuł dziwny zapach … Przyspieszył kroku… Kiedy wszedł do mieszkania zobaczył Józka, który nerwowo coś przełykał schowany za wielką płachtą gazety. Na dodatek synek zaczął zadawać tacie dziwne pytania i nie odpowiadał na uwagi o dziwny zapach .. Tata podszedł do uchylonego okna, kiedy w mieszkaniu rozległ się dzwonek… Kiedy tata poszedł otworzyć drzwi Józek nastawił uszu… Usłyszał „spadło z okna”, „głowa cała roztrzaskana” i zamarł… Czekoladki, przypieczone przed chwilą na gorącym żelazku, przestały mu jakoś smakować. Bał się, że za swój niecny czyn pójdzie do więzienia. Okazało się, że żelazko, które Józek szybko wystawił na parapet, kiedy usłyszał, że tata wraca, spadło i zniszczyło głowę bałwana… 8. Czekolada Józek przez miesiąc nie mógł jeść słodyczy, co było dla niego dotkliwą karą. Od tamtej przygody nie gustował już tak bardzo w płynnej czekoladzie, choć rzecz jasna nadal lubił ją w wersji stałej. Jak sądzicie, kim Józek został kiedy dorósł ? Zakończenie Na zakończenie warsztatów uczestnicy mogą narysować brakującą ilustrację, pokazującą, jak Józek przypala czekoladki na żelazku i / lub ilustrację Józka jako dorosłego Józefa, właściciela najlepszej cukierni w miasteczku. Kontynuacja warsztatów Propozycja 1. Radio Zadaniem dzieci jest wymyślenie historii związanej z innym przedmiotem, który odegrał ważną rolę w dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce. Może być to np. radio. Przygotowując warsztat, warto skorzystać ze zdjęć związanych z radiem z Narodowego Archiwum Cyfrowego, np. Propozycja 2. Przedmioty Na następne spotkanie dzieci wraz z rodzicami przynoszą z domu stare przedmioty i opowiadają ich historię. Propozycja 3. Kapsuła Przygotowanie i zakopanie „kapsuły czasu”, którą można będzie odkopać za kolejne 100 lat. Wykopaliska, rzeczy znalezione mówią nam bardzo dużo o dawnych czasach, my też możemy zostawić wiadomość dla przyszłości. Kapsułą może stać się szczelne pudełko albo duży słoik. W kapsule może się znaleźć – lista / zdjęcie uczestników projektu – wiadomości o waszej miejscowości w 2018 roku – ilu liczy mieszkańców, jakie są ważne miejsca czy święta lokalne. – wiadomości o bibliotece (ilu ma czytelników, książek, jaka książka dla dzieci była najchętniej wypożyczana ), kto w niej pracuje. – zdjęcie / rysunek przedstawiający bibliotekę. Nika Kołacz
30 stycznia uczniowie naszej szkoły biorący udział w warsztatach teatralnych, spotkali się na wieczorku karnawałowym. Jako że ostatnie dni czasu świątecznego, zaczęliśmy od wspólnego kolędowania przy wtórze instrumentów, na których grali nasi uczniowie: Przemek Starzec i Patryk Augustyn. W dalszej części trzeba było wykazać się zdolnościami aktorskimi. Wszystko oczywiście w sympatycznej, wesołej atmosferze. W formie zabawowej uczniowie popisywali się kreatywnością w wymyślaniu scenek z wybranych filmów, dykcją przy czytaniu przepisów kucharskich, ale w różnych konwencjach np. jako przedszkolaki czy jako wyznanie miłosne. Trzeba było też wykazać się sprawnością fizyczną wymyślając skomplikowane kroki. A na osłodę były ciasteczka, owoce w gorącej czekoladzie i herbatka korzenna. Bardzo sympatyczne były wizyty naszych ubiegłorocznych absolwentów Beaty Stochli i Dawida Węglowskiego, którzy w czasie nauki w liceum także uczęszczali na zajęcia teatralne. Opowiadali o swoich studiach i miło wspominali czas spędzony w tej szkole. Zabawa była przednia. Gry dowolne w ostatniej części spotkania tak zaangażowały uczestników, że zapomnieli o biegnącym czasie i nie chcieli się rozstawać. Nad spotkaniem czuwały Alina Zietek-Salwik i Agnieszka Bałchan. /azs/ „Narkosen” na scenie MDK To się może zdarzyć. To nie powinno się zdarzyć. Nie wolno dopuścić, żeby się zdarzyło! Młodzież naszego liceum uczestniczyła w spotkaniu profilaktycznym ostrzegającym przez sięgnięciem po narkotyki lub dopalacze, które miało miejsce w Miejskim Domu Kultury w Kolbuszowej 3 grudnia br. Przerażające fakty z Podkarpacia dotyczące osób młodych sięgających po środki odurzające podawała w swojej prelekcji kom. Jolanta Skubisz-Tęcza, oficer prasowy kolbuszowskiej Policji podczas wystąpienia w MDK dla społeczności uczniowskiej Liceum Ogólnokształcącego w Kolbuszowej. Dla wzmocnienia przekazu młodzież z warsztatów teatralnych działających w liceum, przygotowała spektakl profilaktyczny pt ”Narkosen” ukazujący jak budzi się zainteresowanie młodych ludzi środkami odurzającymi. Młodzież, zobaczyła na scenie swoich rówieśników, którzy starali się ostrzegać, że nawet jednorazowe zażycie tych niebezpiecznych substancji może mieć tragiczne skutki, tak jak to się zdarzyło w przypadku chłopca, który nie wiedział, że ma wadę serca lub dziewczyny, która z ciekawości poszła na narkotykową imprezę i w ten sposób została wciągnięta w ten niebezpieczny wir, z którego nie było drogi powrotnej. Rodzice będąc w żałobie, starali się nawzajem obwiniać siebie o zaistniałą sytuację, dociekali jak to się stało, że nie zwrócili uwagi na symptomy zapowiadające nieszczęście, ale niestety, pochłonięci swoimi sprawami, nie zareagowali na czas. Spotkanie zainicjowała pedagog szkolna Paulina Machowska. Spektakl przygotowała młodzież licealna pod kierunkiem Aliny Ziętek-Salwik oraz Agnieszki Bałchan. /AZS/ Święto teatru Z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru w dniach 22- 23 maja w Miejskim Domu Kultury w Kolbuszowej odbyło się XII powiatowe święto teatru pod hasłem „Bliżej teatru” zorganizowane przez Gimnazjum nr 2 w Kolbuszowej. We wtorek zespoły z trzech szkół walczyły o zwycięstwo w konkursie „Wiem wszystko o teatrze”. Nasze uczennice przygotowane przez panią Wandę Jasińską: Justyna Czajkowska, Magdalena Lis oraz Katarzyna Trojnacka z kl. IC – zdobyły II miejsce. W nagrodę każda z dziewcząt otrzymała dwuosobowy bilet do Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie na spektakle „Chory z urojenia” i „Kolacja dla głupca”. W środę natomiast na scenie zaprezentowały się grupy teatralne. Maraton nie miał formy konkursu. Był to bowiem przegląd spektakli, jednym słowem święto teatru. Zespół teatralny działający przy Liceum Ogólnokształcącym im. Janka Bytnara w Kolbuszowej pod kierunkiem Aliny Ziętek-Salwik wystąpił ze spektaklem Ciemne i jasne dni. Wystąpili: Małgorzata Urban, Andżelika Przybyło i Karol Jabłoński. /azs/ zdj z konkursu zdj z przeglądu teatrów http:// Spotkanie z poezją Edwarda Stachury We czwartek młodzież biorąca udział w warsztatach teatralnych w naszej szkole przygotowała spotkanie poetyckie poświęcone Edwardowi Stachurze. Poeta kilkanaście lat temu ogromnie popularny, zwłaszcza wśród młodzieży, dzisiaj może nie budzi aż takich emocji jak wtedy, ale na pewno zasługuje na wspomnienie w swojej tragicznej śmierci. Poeta w drodze - tak był często nazywany ze względu na swoje zamiłowanie do wędrówki po świecie. Urodzony we Francji, do Polski przyjechał w wieku 11 lat, ale jego wędrówka po świecie dopiero się wtedy rozpoczynała. I ta dosłowna, i tak metafizyczna, w głąb siebie w poszukiwaniu celu i sensu życia. Młodzież recytowała jego wiersze, chłopcy czytali fragmenty jego dziennika podróży, co dało szansę poznać sposób myślenia tego wyjątkowego artysty. Korzystając z dzisiejszych możliwości technicznych, zebrani mogli zobaczyć filmiki z Edwardem Stachurą, posłuchać jego głosu i oczywiście posłuchać różne wykonania piosenek z jego tekstami, w tym najbardziej popularne, które śpiewał zespół Stare Dobre Małżeństwo. Uczniowie sami wybierali interesujące fragmenty tekstów i filmów. Nad stroną techniczną przedsięwzięcia czuwała Agnieszka Bałchan, a nad całością- Alina Ziętek-Salwik. /azs/ VIII Podkarpackie Spotkania Teatralne „Zwierciadła” Nasi uczniowie wzięli udział w VIII Podkarpackich Spotkaniach Teatralnych „Zwierciadła”, które odbyły się w Zespole Szkół Nr 1 im. Ambrożego Towarnickiego w Rzeszowie. Andżelika Przybyło, Małgorzata Urban i Karol Jabłoński wystąpili z przedstawieniem „Ciemne i jasne dni” Przeżycia młodego chłopaka, który znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji życiowej, trzymały w napięciu całą widownię, o czym świadczyła ogromna cisza, a w pewnej chwili nawet wzruszenie kilku osób. Nasi uczniowie zmierzyli się z zespołami młodzieżowymi, chociaż w większości działającymi przy ośrodkach kultury. Było to sympatyczne doświadczenie spotkania z żywą publicznością i profesjonalnym jury. Konkursowi towarzyszyły warsztaty fotografii teatralnej. W oczekiwaniu na werdykt Jury uczestnicy wzięli udział w spotkaniu z aktorką rzeszowskiego Teatru im Wandy Siemaszkowej Małgorzatą Pruchnik- Chołka, która interesująco mówiła o pracy aktorskiej, o swoich emocjach towarzyszących spektaklom w teatrze, ale i we własnym, codziennym życiu. Wspominała swój pierwszy występ w spektaklu „Ania z Zielonego Wzgórza” i w tej chwili granych sztukach pt.”Piaf” oraz „Dzieci Hioba”. Przedstawienie było przygotowane przez uczniów biorących udział w warsztatach teatralnych w naszej szkole prowadzonych przez Alinę Ziętek-Salwik. W przygotowaniach przedstawienia z wielkim zaangażowaniem pomagała Agnieszka Bałchan. /azs/ Karnawał grupy teatralnej W piątek, 8 lutego grupa teatralna funkcjonująca w naszym liceum spotkała się na wieczorze karnawałowym. Wszyscy przyszli na godz. 18. W szkolnej stołówce, która dzięki oświetleniu (profesjonalnemu, a jakże mogło być inaczej w teatrze, choćby szkolnym) i świecom zamieniła się na kilka godzin w salę bankietową, a nawet scenę, na której pojawiły się przeróżne postacie, dosłownie bajkowe. Okazało się jednak, że najważniejsze było po prostu wspólne spotkanie, rozmowy, wspomnienia, zwłaszcza, że przyszły nasze absolwentki, które dwa lata temu właśnie w ramach warsztatów teatralnych, przygotowały pod okiem teatrologa Grzegorza Wójcickiego spektakl pt. ”Potępiony za niewiarę”. Dziewczyny: Natalia, Beata, Weronika, Zuzia i Róża z wielkim entuzjazmem opowiadały o swoich przeżyciach i emocjach związanych z tamtym spektaklem, a także z zainteresowaniem oglądały naszą szkolę po niedawnym remoncie, wspominając chwile tu spędzone. Dziewczyny opowiadały o swoich doświadczeniach studenckich, a obecni licealiści mówili o swoich planach i marzeniach na dalsze kształcenie. Pomarańczowo- imbirowa herbatka wspomagała nastrój opowieści i wspomnień. Hitem wieczoru były gorące gofry z bitą śmietaną, ale już nie dało się zrobić zaplanowanego konkursu na łamańce językowe, bo wszyscy mieli pełne buzie dżemików, ciasteczek i czekoladek. Udało się jednak wyzwolić kreatywność i pomysłowość młodych miłośników teatru, gdyż wszyscy podzielili się na cztery grupy i przygotowali przedstawienia bajek. Sami musieli wymyślić stroje (o, ho ho ile było śmiechu jak gąska powstała ze starych skrzydeł anioła, drewniana łyżka naśladowała miecz, a ducha zagrał nasz szkolny, wybrakowany już kościotrup. Nie wspominając już, że księdza zagrał łoś ---no tylko takie było w garderobie naprawdę fajne przebranie), entuzjazm wyzwoliła „hinduska księżniczka”. Był skecz, kabaret a nawet pantomima… Sympatyczny, radosny wieczór trzeba było zakończyć o aby zdążyć posprzątać przed zamknięciem szkoły. Nad całością czuwały Agnieszka Bałchan i Alina Ziętek-Salwik. /azs/ Kształtują się talenty aktorskie W piątek, 14 grudnia dwoje naszych uczniów: Róża Kaczor kl. IIc i Karol Jabłoński a wystąpili na scenie III LO w Rzeszowie, gdzie w ramach XXVI Dni Kultury Szkolnej odbył się konkurs na monodram. Róża wystąpiła w roli odrzuconej przez Tadeusza Telimeny z „Pana Tadeusza” zdobywając scenę uśmiechem i wdziękiem tej interesującej postaci, a Karol dał popis swoich zdolności grania na emocjach słuchaczy. Jego monodram ukazujący problem młodego chłopaka, który znalazł się w trudnej sytuacji rodzinnej, podbił serca młodej rzeszowskiej publiczności, która dała się ponieść Jego opowieści. Obydwoje wrócili z sukcesami, gdyż Róża zajęła III miejsce, a Karol dostał wyróżnienie. Jurorzy po konkursie rozmawiali z uczestnikami. Nasi uczniowie zebrali wiele ciepłych słów pod swoim adresem, ale i konstruktywnych uwag i wskazówek do dalszej pracy twórczej. /azs/ Czekoladowe Mikołajki uczestników warsztatów teatralnych Uczestnicy warsztatów teatralnych w naszym liceum spotkali się we środę, 5 grudnia, aby słodko i radośnie obchodzić tradycyjne Mikołajki. Zajęcia odbyły się w tym dniu w nieco innej scenerii i bardziej uroczystym wystroju. A opieką, pomocą i pomysłami pomogła pani Agnieszka Bałchan ze szkolnej biblioteki. Zaczęło się od stałych ćwiczeń językowych i oddechowych, potem były zajęcia integracyjne i zabawy, które ćwiczyły koncentrację i umiejętność wyrażania emocji. Najbardziej czekali wszyscy na wspólne objadanie się owocami w gorącej czekoladzie. Jak to w życiu bywa, nie może być wszystko bez problemów, toteż najpierw były trudności z rozpaleniem płomienia, aby czekolada była naprawdę gorąca, a potem były trudności z jego ograniczeniem, bo czekolada miała ochotę się przypalić. Na szczęście, dzięki wspólnym pomysłom i współpracy, trudności udało się pokonać i owoce w czekoladzie smakowały wybornie, a ile było przy tym wesołości, to już tylko uczestnicy wiedzą, a obserwatorzy mogą się domyślać oglądając fotki. W dalszej części wieczoru wszyscy podzieleni na małe grupy przygotowali etiudy teatralne. Każda grupa miała stworzyć maszynę wyrażającą emocję. Prezentacja musiała trwać kilka minut, aby każdy z uczestników mógł wyrazić określone przez prowadzącego, depresję, radość, gniew. Może czekolada tak podziałał, ale kreatywność uczestników naprawdę była warta zobaczenia. Zapewne t ćwiczone zdolności zaprocentują w czasie następnych zajęć i występów na scenie. Bardzo ważną częścią tego wieczoru było wspólne oglądanie nagrania spektaklu pt. „Potępiony za niewiarę”, który przygotowały i wystawiły dwa lata temu na scenie miejscowego Domu Kultury starsze koleżanki pod fachowym i czujnym okiem pana Grzegorza Wójcickiego. Sztuka poważna, głęboka w treści i bardzo wymagająca od aktorek sprawności i umiejętności, znalazła uznanie fachowców wygrywając Ogólnopolski Festiwal Teatrów Szkolnych w Krakowie w 2016 r. Wieczór szybko minął, ale jak mówią uczestnicy pozostawił miłe wrażenia i apetyt na kolejne spotkania w takiej bogatszej formie, czyli może np. karnawałowy wieczór przebierańców. Kto wie? Galeria: /AZS/ Opowieść o walce o godność narodu…, czyli „Dziady” Adama Mickiewicza 26 października br., młodzież naszego liceum oglądnęła spektakl przygotowany przez Teatr Nowy ze Słupska pt. „Dziady” Adama Mickiewicza. Była to inscenizacja wszystkich części dramatu w dwugodzinnym spektaklu. Oczywiście ze względu na objętość poszczególnych części dramatu, najwięcej czasu poświęcone było części III. Na scenie pojawiło się w sumie 20 aktorów. Poszczególne części były ciekawie połączone rolą Guślarki, a obrzędy zaduszkowe oddawały metafizyczny charakter tego dawnego prasłowiańskiego zwyczaju. Profesjonalnie przygotowany spektakl z dużą dbałością o szczegóły i wiernością tekstowi oryginalnemu, przemawiał do młodych widzów. Trzeba zaznaczyć, że aktorzy grający z dużym zaangażowaniem, wyakcentowali te fragmenty dzieła, na które zwraca się szczególną uwagę w praktyce szkolnej. Udział w spektaklu miał szczególne znaczenie dla uczniów biorących udział w tym roku w warsztatach teatralnych. I jak na dobry początek, okazał się świetnym pomysłem na rozbudzanie wrażliwości teatralnej w roku 100-lecia niepodległości, gdyż dawał możliwość przypomnienia sobie jednego z najważniejszych dramatów w dziejach naszej kultury literackiej i teatralnej- warto przypomnieć, że właśnie spektakl „Dziadów” w inscenizacji Kazimierza Dejmka stał się początkiem wydarzeń „Marca 68”. Zawsze w "Dziadach" widziano głównie opowieść o walce o godność i wolność narodu. Ogromne znaczenie dla młodzieży uwrażliwionej na słowo sceniczne ma to, że ten dramat stał się wręcz legendą w dziejach polskiego teatru, gdyż wystawiali go najwięksi reżyserzy jak Stanisław Wyspiański, Aleksander Bardini, Konrad Swinarski, Adam Hanuszkiewicz i inni. Teraz, spektakl dał materiał do rozmów na temat rozwiązań scenicznych poszczególnych scen, scenografii i interesujących, uwspółcześnionych, strojów, gry aktorskiej i ogólnego wrażenia artystycznego. Zagrany przed 1 listopada, tuż przed świętem Wszystkich Świętych oraz Zaduszkami wprowadził widzów w nastrój święta tak bardzo pielęgnowanego w naszej tradycji, a w szczególnym roku jubileuszu niepodległości, przypomniał, jak wielką ofiarę ponosili Polacy, zanim ta upragniona wolność została wywalczona. Źródło fotografii: [AZS] Kto czyta nie błądzi Jaka siła jest w stanie zatrzymać w biegu licealistę? Jaka sytuacja może go zaskoczyć? Jak się okazało, wiele może się zdarzyć na szkolnym korytarzu. W piątek, 28 września, ciekawą akcję przeprowadziła grupa uczniów uczęszczających na warsztaty teatralne. Pod opieką pani mgr Aliny Ziętek –Salwik w ciekawej formie włączyli się w obchody Ogólnopolskiego Dnia Głośnego Czytania. Udowodnili, że czytać można wszędzie i wszystko: poezję, prozę, manifesty artystyczne czy teksty popularnonaukowe. Jak przystało na grupę aktorów wszyscy doskonale wcielili się w swoje role. Była więc księżniczka – zapaśniczka Khutulun, sam Stanisław Przybyszewski odczytał Confiteor a Bilbo Baggins opowiedział o swojej rodzinie, oczarowali nas Mistrz z Małgorzatą. Uczennice przeczytały reportaż ze zbioru Balsam dla duszy nastolatka i wiersz z tomiku Czarny księżc Karla Grenzlera. Na koniec wystąpiła Stanisława Celińska w kabaretowym tekście Song sprzątaczki. Jak się okazało największą sztuką było pokonanie własnych ograniczeń i tremy, bo najtrudniej występuje się przed swoimi kolegami i znajomymi. Podczas spotkania uczestnicy warsztatów mieli okazję przećwiczyć najważniejsze w pracy aktora umiejętności, jakimi są doskonała dykcja, słyszalność, poprawna emisja głosu. Ćwiczyli umiejętność kreowania odgrywanych postaci i identyfikowania się z nimi na scenie. Ponadto czytanie na głos stymuluje rozwój dzieci i młodzieży, wzbogaca słownictwo i pobudza wyobraźnię. Na tej akcji skorzystali, więc wszyscy - młodzi aktorzy i słuchacze. Galeria: /AB/ Serce bez granic W sobotę, 22 września w kolbuszowskim MDK odbył się specjalny pokaz spektaklu przygotowanego przez Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie pt. „Serce bez granic”. To pierwszy spektakl, w którym wspólnie uczestniczyli członkowie warsztatów teatralnych działających przy naszym liceum. Spektakl ukazuje postać kard. Adama Kozłowieckiego –jednego z najbardziej zasłużonych polskich misjonarzy pochodzącego z pobliskiej Huty Komorowskiej. Kardynał Kozłowiecki spędził prawie 6 lat w obozach w Oświęcimiu i Dachau, a po wyswobodzeniu, pełnił posługę misyjną w Zambii, gdzie pracował ponad 60 lat. Został uhonorowany najwyższymi odznaczeniami francuskimi, zambijskimi i polskimi, a papież Jan Paweł II wyniósł go do godności kardynalskiej. Kardynał to odważny obrońca praw człowieka i orędownik niepodległości narodów. W obliczu zła, dał niezwykłe świadectwo wiary i wierności najwyższym wartościom ludzkim jak współczucie, sprawiedliwość, miłosierdzie. To prawdziwie człowiek niezłomny, pokorny, a przy tym pełen humoru i dystansu do światu i do siebie samego. Właśnie te cechy ukazali aktorzy odgrywający postać Kardynała z różnych okresów życia: Paweł Gładyś i Waldemar Czyszak w spektaklu wyreżyserowanym przez Sławomira Gaudyna. Siostrę zakonną grała Karolina Dańczysyn. Owacjami na stojąco publiczność dziękowała aktorom. /azs/ Ruszają warsztaty teatralne w nowej odsłonie Drodzy Uczniowie, Wkrótce znajdziecie tu ciekawe artykuły i aktualności z warsztatów teatralnych, które organizujemy w naszej szkole. Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam na spotkanie organizacyjne!
O zaginionej biżuterii powiadomiła policjantów matka chłopca. Oceniła straty na ponad trzy tysiące złotych. – Już wstępne ustalenia wskazywały, że związek z tym zdarzeniem może mieć 12-letni syn kobiety i nieznany dorosły mężczyzna – mówi Marzena Skiba, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Krasnymstawie. Okazało się, że 12-latek był nakłaniany przez starszego kolegę, aby wynosił z domu różne wartościowe przedmioty. W ten sposób nastolatek ukradł kilka elementów złotej biżuterii. Jego starszy znajomy zastawiał je w lombardach lub sprzedawał w skupach złota. – Mundurowi zatrzymali podżegacza – dodaje Skiba. – To 20-letni mieszkaniec Krasnegostawu. Mężczyzna przyznał się do nakłaniania nieletniego do kradzieży. 20-latek wyjaśnił również, że pieniędzmi ze sprzedaży biżuterii dzielił się z 12-latkiem. Teraz starszym ze złodziei zajmie się prokurator, a młodszym sąd rodzinny.
Tadeusz Rydzewski w swym domu w Pszczynie, kwiecień 2017 r., fot. Renata Botor-Pławecka Reklama Był najmłodszy. Kazali mu patrzyć, jak torturują Stanisława. Antoniego nie poznał – tak był skatowany. Tadeusz Rydzewski, najpierw męczony w więzieniu w Łomży, potem wywieziony do KL Stutthof, więzień nr 27164. Dziś 92 lata. Nie wybaczył. Renata BOTOR-PŁAWECKA Małe gospodarstwo w Jeziorku, 8 km od Łomży. Siedmioro dzieci: trzy dziewczyny (Maria, Teodora, Felicja) i czterech chłopców (Józef, Stanisław, Antoni, Tadeusz). Ojciec, Franciszek, umiera w 1937 r. Józefa Rydzewska („mateczka” – tylko tak mówi o niej Tadeusz), choć szkół nie kończyła, choć w domu bieda, bardzo dba o kształcenie swoich dzieci. Najstarszy Stanisław ukończy szkołę rolniczą, Teodora (Todzia) wykształci się na nauczycielkę, Felicja skończy szkołę handlową, Antoni do tzw. dużej matury będzie się przygotowywał na tajnych kompletach w Łomży, skończy Szkołę Podchorążych. Najmłodszy w rodzinie, Tadeusz, będzie uczniem tajnego gimnazjum. 1. W 1943 r. Tadeusz ma 18 lat i przygotowuje się do „małej matury”. Pięć godzin tygodniowo uczy się łaciny. Za lekcje nie płaci pieniędzmi, ale słoniną, mąką i innymi produktami żywnościowymi. 15 lipca 1943 r. wraca z zajęć w Łomży. Książkę schował pod koszulą. Nagle… silne uderzenie. Upada. Niemiecki żołnierz każe wstać, rewiduje. Udaje się wciągnąć brzuch tak mocno, że Niemiec cudem książki nie wyczuwa. „Mütze auf! Czapkę zdjąć!” – drze się. Ale odchodzi. Reklama Tadeusz idzie uliczką do centrum. Jest około Na placu Kościuszki w Łomży widzi samochody ciężarowe z plandeką. Czuje niepokój. Bo jadą w kierunku Jeziorka. Po trzech godzinach cała Łomża wie już, co się stało. W Jeziorku rozstrzelano przeszło 50 osób, samą inteligencję, także profesorów z tajnego nauczania. Godzinę po mordzie brat Tadeusza, Antoni, jest na tym miejscu. Rów z ciałami zamordowanych tylko trochę został przykryty ziemią. Niemcy przejechali po nim ciężarówką. Najwyraźniej tak zmęczyli się pracą, że dostali po czekoladzie dla wzmocnienia. Zostają papierki. 2. Józef Rydzewski (1918-1943), fot. z arch. T. Rydzewskiego Rydzewscy wiedzą, że mogą przyjść też po nich. Ich dom jest bazą AK-owską. Józef (rocznik 1918) pseudonim „Bor”, porucznik, dowodzi jednostką wojskową AK gmina Drozdowo. W akcje partyzanckie angażują się Stanisław (ur. 1910) ps. „Karpa”, Antoni (ur. 1922) ps. „Boruta”, a także Tadeusz (ur. 1925) ps. „Czupurny”. Pomagają siostry Maria (ur. 1912) i Teodora (ur. 1914, ps. „Jadzia”). 24 sierpnia 1943 r. rodzina szykuje się więc do ucieczki. Todzi ani Felicji (mieszka w Warszawie, w 1944 r. zginie w czasie powstania) nie ma w domu. Ale są wszyscy czterej bracia. I tej akurat nocy po nich przychodzą. Nie przyda się schron pod pokojem, przy kominie, dokąd prowadzi właz z drabinką ze sznurów. Niemcy, gdy się zorientują, rozbiorą dom do fundamentów. Felicja-Rydzewska-1915-1944 Podczas aresztowania 25-letni Józef wybiega z domu. Ma w ręku ruski granat i pistolet. Rzuca granatem, ale ten nie eksploduje. Józef ginie od niemieckiej kuli. 3. Mateczkę, Marię, Stanisława, Antoniego i Tadeusza przywożą do więzienia w Łomży. Na powitanie strażnik rzuca w Tadeusza pękiem kluczy więziennych (ważą może z 2 kg). Trafia go w głowę. Odtąd chłopak ma słuch uszkodzony w jednym uchu. Wrzucają go do małej celi. Okno wysoko, ale jest dość jasno. Prycza żelazna, zwodzona. W kącie kibelek i trochę śmieci ze słomy, gdzie doskonale mnożą się pchły. Maria-Rydzewska-1912-1970 – Poczuły krew na mojej głowie. Czekały na taką ucztę – mówi Tadeusz. W dawnym carskim więzieniu o grubych murach nocą słychać stukot butów, gdy Niemcy idą po więźnia. Więźniów wywożą do lasu i rozstrzeliwują. Tadeusz o nigdy więc nie śpi, tylko nasłuchuje. Po północy dopiero jest w stanie zasnąć. 4. Cela przesłuchań. Najstarszy z braci, Stanisław, jest przywiązany do stołu. Torturują go. Wprowadzają Tadeusza, bo najmłodszy. Chcą, by to zobaczył. – Bracie, powiedz co wiesz, bo ja nic nie wiem – słyszy głos skatowanego Stanisława. Jedyne jego słowa i ostatnie jego słowa. Jest świadomy. Oni biją. Na śmierć. Stanisław Rydzewski (1910-1943) 5. 11 listopada 1943 r. Więźniowie wyprowadzani są na plac z szubienicą. Odbywa się egzekucja pięciu uciekinierów (zostali złapani). Tadeuszowi jednak w pamięci utkwi przede wszystkim moment wyprowadzania na plac, gdy wychodzą z więzienia trójkami, po schodach. Widzi wtedy przed sobą człowieka – jakby znajomego. Kogoś mu przypomina, ale nie jest pewien… Spogląda na jego marynarkę. Antoni Rydzewski (1922-1993) – Po marynarce… poznałem, że to brat… Antoś to ty? – Nie poznał pan brata? – Tak zbity był… Tak zmieniony… Antoniego w czasie przesłuchań torturują, wieszając na szubienicy więziennej. Gdy jest w powietrzu, puszczają na niego psa, wilczura, który wyrywa mu kawał ciała. Krew się leje. Potem wrzucają go do celi, tak zbitego. Urwie skrawek podszewki ze swojej marynarki, nasączy moczem i przyłoży do rany, by ją w ten sposób zdezynfekować. Gałgan pozostanie w ranie, wrośnie w ciało. 6. Niedziela. Do celi przychodzi dwóch żandarmów w cywilu. Rzucają Tadeusza na pryczę. Jeden bykowcem bije w pośladki, drugi w plecy. I młócą: łup, łup, łup, łup. Może być 100 uderzeń albo więcej. Zmęczyli się. Przerwali. Poszli zapalić papierosa. Wrócili, zdjęli marynarki. Dalej biją. – Kolega odmawiał za mnie „Wieczny odpoczynek”. Słyszał łupanie. A ja nie mogłem wydać żadnego okrzyku, żeby nie rozpoznał mnie mój brat Antek. Żeby on nie słyszał. – Żeby się nie martwił. – Tak. Bo jak jego bili, ja to słyszałem… I… – … było to największe cierpienie… – … 7. Mateczka-Józefa Rydzewska (1883-1971) Z siostrą, mateczką i bratem Antonim spotykają się 13 grudnia 1943 r. – wiezieni w bydlęcych wagonach. Jeszcze nie wiedzą, że jadą do Konzentrationslager Stutthof koło Gdańska. Mateczka nie wie też, że najstarszy z synów, Stanisław, nie żyje. – Dopiero od nas się dowiedziała mateczka… Jak… ona… przeżywała… 8. Obóz koncentracyjny jest podzielony na damskie i męskie baraki. Są inne niż w Auschwitz. Duże, parterowe, z drewna. W jednym baraku 500 osób, dwie sztuby (sale) po 250 osób. Łóżka piętrowe – parter, pierwsze piętro i drugie piętro. Zmarłych wyrzuca się pod blok. Kolumna transportowa zbiera nieboszczyków i zawozi do krematorium. Gdy nie nadążają palić, to układają stos: na przemian trupy, drzewo, trupy, drzewo. Oblewają benzyną, podpalają. Wielkie ognisko pali się trzy dni. Kości, mięśnie. Śmierdzi niesamowicie. Nawet gdy potem rozbudują krematorium, to też nie nadąża. Zrobią gaskamerę. 9. Najgorzej traktowani są Żydzi. Potem reszta. Polacy mają dach nad głową, wodę, długie koryto, by się myć, latryny. A Żydzi nie mają nic. Dlatego są w stanie przeżyć około 10 dni. Tadeusz jest w bloku 12 (bloków męskich jest ok. 20). Ma pasiak, ale numery nie są tatuowane, tylko przyszyte. Winkel czerwony, jako polityczny, z „P” jako Polak. Numer 27164. Brat Antoni (nr 27159) jest w piątym baraku. Zostaje przydzielony do pracy przy transporcie trupów przyczepą. Trzech przy dyszlu, trzech z tyłu ciągnie. 10. Tadeusz dostaje buty dłubane w drewnie, cholernie niewygodne. Pracuje najpierw w lesie, przy robotach melioracyjnych, wyrębie. Choruje. Zgłasza się do rewiru, bo nogi opuchnięte – to opuchlina ropna. Po szpitalu dostaje się do warsztatu krawieckiego. Przydzielają go do maszyny, ma łatać dziury. – Lepiej niż przy wyrębie, ale nie umiałem szyć. Dwa tygodnie posiedziałem w warsztacie i mnie wyrzucili. Szczęśliwie dostałem się znów pod dach – do szewców i rymarzy. Pasy i inne rzeczy. To już prosta robota, szybko się nauczyłem. 11. Obiad: nalewają chochlę jakiejś zupy. Z czego? Z badyli, chwastów, buraków. Jałowa. Na święta jedynie kasza. Miskę każdy ma swoją. Jest czerwona, żelazna. Kolacja: kromka chleba i chyba kosteczka margaryny. Stosunki między więźniami? – Samopomocy nie było. Chodziło o to, by przeżyć. W niedziele odbywał się handel w „kiercelaku” – w szczycie ósmego bloku. Sprzedawali papierosy za kromkę chleba. Palacz nie przeżył – młody czy stary. – Może papieros dawał mu trochę wolności? – Krótko. W obozie panuje hierarchia. Funkcyjni – od razu można było poznać: morda okrągła, czasem niewygoleni całkowicie na łyso. Choćby taki jeden Kozłowski. Jego brat przyszedł po repetę. Blokowy Kozłowski wydawał. Uderzył brata chochlą w głowę. Zabił. Ucieczek mało. Dookoła mokradła. Na środku obozu szubienica. 12. Jedno spotkanie. Ważne. – Jem kromkę chleba. Nagle podchodzi więzień, w moim wieku, i prosi, bym się z nim podzielił. Patrzę na jego winkel, na numer – czerwony, czyli polityczny. Litera „D” – Niemiec. Do tego momentu nie widziałem ani jednego Niemca-człowieka. Nogi się pode mną ugięły. Był to dla mnie szok: że Niemiec jest więźniem jak ja. Nie mieściło mi się to w głowie. To mnie jakby później wzmocniło. Jakbym sobie powiedział: „Tadeusz, jest szansa, jeszcze nie wszystko stracone. Niemiec też może być człowiekiem”. – Dał mu pan tego chleba? – Dałem. Podzieliłem się – z człowiekiem. Z całego okresu wojny to był jedyny Niemiec, który był człowiekiem. A nie zbój, morderca. Wcześniej spotkałem wyłącznie morderców. Słowo „Niemiec” znaczyło tyle co morderca. 13. 25 stycznia 1945 r., ewakuacja KL Stutthof, więźniowie są wyprowadzani po tysiąc osób. Wcześnie rano brat przybiega, by się pożegnać. Około południa wyprowadzają blok Tadeusza i jeszcze jeden. Nie wie, co z mateczką. Siostrę widział raz przez druty. Wyprowadzają ich w południe. Nie ma na sobie pasiaka, tylko jakieś ubranie (kurtka ma na plecach farbą namalowany czerwony krzyż, że więzień). Wychodzą z obozu, nie idą drogami, tylko przez pola, w śniegu. 14. Most. Żandarm chwyta jednego z więźniów za kołnierz, wyrzuca za barierkę, do rzeki, w locie strzela do niego – jak do kaczki. 15. 3 lutego, miejscowość Luzino koło Kartuz. Zamykają ich w kościele. Razem z kolegą Jerzym Zawistowskim decydują się w wtedy na ucieczkę, przez okno, do lasu. Całą noc chodzą w zamieci. Chcą oddalić się od miejscowości Luzino. Rano okazuje się, że odeszli od kościoła tylko ok. 400 m. Chodzili w kółko. Ukrywają się w stodołach. Wieczorami patrzą w okna domów: czy święte obrazy wiszą na ścianach i czy jest bardzo skromnie. Wtedy można zastukać. – To znaczyło: uczciwi i dobrzy ludzie? – Tak. To się sprawdzało. Starsze małżeństwo trzymało kawałek mięsa jako żelazną porcję, na czarną godzinę – i oni nam to dali, podzielili się. Innym razem w równie ubogim domu widzimy, że rodzina siedzi przy stole i z jednej wielkiej… miednicy je zacierkę na mleku. Może ośmioro dzieci wokół. Mówimy, że jesteśmy głodni. Gospodyni odsunęła dzieci – bo teraz panowie zjedzą. Najedliśmy się na parę dni. Aż trzeba było się na śniegu na chwilę położyć, by to się w żołądku ułożyło. Raz trafiają do bogacza. – Zakradliśmy się do stodoły, znalazł nas. Ale na tyle uczciwy, że nakarmił nas. – Czyli zasada nie sprawdziła się. Bogaty też pomógł. – Zaraz. Nie. Miałem na sobie mundur francuski (z krzyżem namalowanym farbą). To ten bogacz mówi, że mundur mu się przyda. Zdjąłem. Dał mi jakiś chałat, który sznurkiem wiązałem, taki był dziurawy. 16. Uciekają na wschód, w kierunku linii frontu. Jak najdalej od Niemców. Wędrują cały marzec. Po drodze znajdują rowery. Napotkany sołdat o mało nie strzela do Tadeusza, gdy ten na rozkaz, że ma rower oddać, rzuca nim ze złości aż się szprychy wyginają. Bo z Tadeusza jest raptus. Może dlatego w AK dostaje pseudonim Czupurny. Może dlatego przeżyje obóz. 17. Teodora Rydzewska (1914-2005) Maj 1945. Po powrocie z obozu szuka swego domu. Zastaje tylko fundamenty. Śpi na dworze – ale na swojej ziemi. Siostra nauczycielka ma kącik w szkole. Do niej idzie. Wraca brat Antek. Mateczka z siostrą wracają dopiero we wrześniu. Ewakuowano je statkami na Rugię. Zostawiono w lesie. Nie wróciły na barkę, która potem została zatopiona razem z więźniarkami. 18. Po wojnie kończy studia rolnicze w Cieszynie, na drugim krańcu Polski. Jak mówi, ucieka z regionu, gdzie długo utrzymywały się oddziały leśne partyzantów. – Ci tak zwani niezłomni obecnie nazywani. Miałem szczęście, że uciekłem, bo żyję i nie jestem niezłomnym! – denerwuje się. – Walczyli przeciw komunistycznej władzy, radzieckiemu okupantowi – zauważam. – To nie był patriotyzm. To ja byłem patriotą. Trzeba było podjąć naukę, pracę, szkoły były otwarte. Opowiada, że w Jeziorku miał wspaniałego kolegę, skończył podchorążówkę leśną, nie ujawnił się, nie poszedł na studia, tylko został w lesie. – Przyjechałem na święta do Jeziorka, mówię: „Piotrek uciekał stąd jak najdalej, na studia w Szczecinie”. Obiecał, że ucieknie. Następnym razem przyjechałem na jego pogrzeb. W nocy był pogrzeb. Trumna kolegi została zawieziona do grobowca Lutosławskich w miejscowości Drozdowo. Wcześniej tam złożeni zostali dwaj bracia Tadeusza. Józef, który zginął przy aresztowaniu (był zakopany za stodołą) i Stanisław zamordowany w więzieniu (został pochowany na żydowskim kirkucie). Koledzy wyciągnęli ciało Józefa spod stodoły i w trumnie przywieźli do grobowca. Stanisława też – na kirkucie wykopali, przetransportowali przez Narew łódką. Nie wiedzieli, gdzie złożyć, a grobowiec był otwarty – parę kilometrów od Jeziorka w Drozdowie. Po wojnie zwłoki braci zostały przeniesione na cmentarz w Piątnicy. 19. Olga i Tadeusz-Rydzewscy, Renata-Botor-Pławecka Pszczyna – dzięki żonie. Tu mieszkali rodzice Olgi Grycz. Jej ojciec to inżynier budowy mostów, kończył studia w Zurychu. Tadeusz poznaje Olgę na studiach rolniczych w Krakowie. Potem razem pracują naukowo, tworząc nowe odmiany roślin w Modzurowie pod Raciborzem (założyli tu Ośrodek Hodowli Roślin) i w Strzelcach koło Kutna (w Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin). Świadectwa i certyfikaty dotyczące wyhodowania nowych odmian owsa, buraków, jęczmienia itd. pokrywają ścianę jednego z pokoi w domu Rydzewskich w Pszczynie. Osiedlają się tu w 1990 roku, odkąd są na emeryturze. 20. Niemcy. Czy wybaczył? – Nie. Nie wybaczam zbrodni i śmierci. Nie wybaczam tego Niemcom. Bo się nie da. Ja nie zapomniałem. I w sposób jednoznaczny, gdy ktoś pyta, jak pani, odpowiadam: nie. Chociaż jestem z religią normalnie, nie na bakier, praktykujący. Za słaby jestem, żeby wybaczyć. Artykuł ukazał się w „Nowym Info” nr 43 z r. Materiał jest chroniony prawami autorskimi. Kopiowanie bez zgody autorki zabronione. Od zadania z diamentami do wież i mostów Reklama
trzej chłopcy podzielili się czekoladą